Sentymentalny powrót Sergio Ramosa do Sevilli, która u progu sezonu ma… 0 punktów na koncie i jest na dnie tabeli LaLiga, ucieszył wielu fanów drużyny z Andaluzji. Tylko ultrasi są niezadowoleni. Dlaczego?
Tysiące ludzi przyszło na Ramon Sanchez Pizjuan, by powitać w Sewilli wracającego do tego klubu Ramosa – jednego z najwybitniejszych obrońców w historii piłki nożnej:
Ramos po raz pierwszy naraził się zagorzałym kibicom Sevilli już w 2005 roku, wówczas bowiem rzutem na taśmę, w ostatnim dniu okna transferowego przeszedł do Realu Madryt za 27 milionów euro. Fani byli oburzeni, bo ich ulubieniec zapewniał wszystkich w Sewilli, że nigdy się stamtąd nie rusza.
Jak podaje Jakub Kręcidło, kiedy Real miażdżył Sevillę 7:3, będący jej wychowankiem Sergio Ramos postanowił oddać strzał z rzutu wolnego, by podwyższyć prowadzenie Królewskich. Z kolei w finale Superpucharu w 2016 roku w 93. minucie strzelił gola, co doprowadziło do dogrywki. Szkopuł w tym, że jego cieszynka po tej bramce była bardzo ekspresyjna, a – co za tym idzie – prowokowało kibiców Sevilli.
Kiedy po strzeleniu gola z rzutu karnego efektowną podcinką, podbiegł do ultrasów z grupy Biris Norte, tego już było za wiele. Wtedy sobie nagrabił u zagorzałych fanów Sevilli. Czy teraz odzyska zaufanie… Kiedyś Sergio Ramos skarżył się na to, że Rakitić czy Dani Alves opuścili Pizjuan, a i tak byli tam bogami…
Czytaj GIGA Sport!!!
