Transfery to coś, co kibice lubią najbardziej. I nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady. Fani z zapartym tchem śledzą plotki z piłkarskiego rynku i emocjonują się ewentualnymi wzmocnieniami lub odejściami z ulubionych klubów przynajmniej tak mocno, jak rywalizacją na boisku. Bo i transfery stały się swego pokazem siły. Kto ma więcej pieniędzy, kto jest sprytniejszy, kto ma lepszy scouting i wreszcie – kto ma większą siłę przekonywania.
Podobno najlepsze rzeczy w życiu są za darmo. Prawdziwość tego twierdzenia można śmiało poddać pod dyskusję i pewnie po głębszej analizie okaże się, że teoretycznie tak, a praktycznie, to jakieś ukryte koszty finansowe trzeba ponieść. W tym roku sytuacja na piłkarskim rynku transferowym wygląda dokładnie tak samo. Najlepszy piłkarz świata był za darmo, ale jak się przyjrzeć bliżej, to jednak sporo trzeba było wydać, by mieć go u siebie.
Mowa oczywiście o Kylianie Mbappe. Francuz od lat uważany jest za jednego z najbardziej wartościowych graczy na świecie, a po tym jak z europejskim futbolem pożegnali się Leo Messi i Cristiano Ronaldo, wielu uważa, że to on obecnie jest numerem jeden.
Latem tego roku stało się to, co stać się musiało – Mbappe wreszcie (po kilku latach przymiarek) został piłkarzem Realu Madryt. A że jego kontrakt z PSG dobiegł końca, Królewscy mogli podpisać umowę z 25-latkiem bez potrzeby płacenia kwoty odstępnego.
Czy Real na tym oszczędził? Tak i to sporo, nawet jeśli wziąć pod uwagę premię za podpisanie kontraktu, która według hiszpańskiej prasy wyniosła około 108 milionów euro (rozbitych na pięć lat). Kilka lat wcześniej Królewscy oferowali za Kyliana około 180 milionów. Rachunek jest prosty, to 72 miliony euro w kieszeni, co praktycznie pokryje pięcioletni kontrakt Francuza przy Santiago Bernabeu.
A jeśli Real w 2021 roku zainwestowałby część z przeznaczonych na Mbappe pieniędzy w złoto, dziś w Madrycie mogliby mówić o tym, że została im jeszcze dość pokaźna górka z tych 180 milionów, jakie mieli odłożone na transfer napastnika. Załóżmy że na zakup szlachetnego kruszcu Florentino Perez przeznacza 80 milionów euro. Za taką kwotę do skarbca Realu trafiają 52 124 uncje złota (według ceny z sierpnia 2021 roku). Trzy lata później złoto zakupione przez Real miałoby już wartość 117 mln 419 tys. euro. Zysk? 37,5 miliona euro (ceny za goldenmark – jednym z największych dystrybutorów złota w Polsce). Przekładając to na transferowy rynek, wystarczyłoby na sprowadzenie Artema Dowbyka, króla strzelców La Liga sezonu 2023/24, który przeniósł się z Girony do AS Roma za 30 milionów euro
Niezły interes, prawda?
Dobry interes może też zrobić Kylian Mbappe. On też zyskał na tym, że odszedł z PSG po zakończeniu poprzedniej umowy. Dzięki temu Real zamiast przelać kasę na konto paryskiego klubu, zapłacił kapitanowi reprezentacji Trójkolorowych. Zakładając, że Francuz przeznaczy na zakup złota „tylko” osiem milionów euro (ze 108 otrzymanych za podpis), mógłby za to kupić obecnie 3551 uncji (cena za Goldenmark, jednego z największych dystrybutorów złota w Polsce) i jest wielce prawdopodobne, że gdy za pięć lat jego kontrakt z Realem będzie dobiegał końca, stopa zwrotu z tej inwestycji spokojnie pokryje inflację.
Inwestowanie, w ten czy inny sposób, to zawsze dobre rozwiązanie, bo nie takie fortuny jak ta, którą zgromadził Mbappe udawało się sportowcom w przeszłości roztrwonić. Mike Tyson przepuścił 400 milionów dolarów. I w towarzystwie sportowych bankrutów nie jest sam. Evander Holyfield (250-300 milionów dolarów), Allen Iverson (200 milionów), Scottie Pippen (110 milionów)… I tak można wymieniać długo.
I wszystkich tych bankructw można było uniknąć w bardzo prosty sposób – kontrolując finanse oraz mądrze inwestując. Na szczęście świadomość w tym temacie wśród sportowców rośnie, więc takie historie, jak te wymienione powyżej, zdarzają się znacznie rzadziej.
Trend inwestowania jest wśród zawodników coraz większy i to nie tylko wśród tych, których pensje liczone są w milionach. Coraz częściej słyszy się o podobnych przypadkach wśród ekstraklasowych piłkarzy, czy siatkarzy. I to dobrze, bo oni też mogą dzięki mądremu lokowaniu gotówki sporo zarobić. – Załóżmy, że piłkarz zaczął odkładać w 2012 roku i co rok systematycznie przeznaczał na zakup złota 48 tys. złotych, co stanowiłoby 10 procent średnich zarobków w ekstraklasie. Wtedy w latach 2012-2022 kupiłby 102 uncje złota. Wartość inwestycji wyniosłaby 528 tysięcy złotych, a wartość zgromadzonego do 2022 roku złota to już 962 tys. – szacuje siłę inwestycji Tekliński.
I sportowcy coraz częściej, być może przez bliskie skojarzenia z ich fachem, decydują się właśnie na inwestycje w złoto. Ostatnio współpracę z Goldsaver, umożliwiającym zakup złota „po kawałku”, rozpoczął Bartosz Kurek, jeden z naszych najlepszych siatkarzy. Decyzja o tym, by związać się właśnie z marką dającą możliwość inwestycji w złoto, była dla niego czymś naturalnym. – Kariera sportowca jest krótka, dlatego trzeba dbać o swoją przyszłość i mądrze inwestować zarobione pieniądze, tak by zapewnić sobie spokojny byt po zakończeniu kariery. Złoto zawsze kojarzyło się z dobrą lokatą kapitału, więc to był dla mnie naturalny ruch – przyznaje jeden z najpopularniejszych polskich sportowców.
Prowadzenie klubowych finansów i przeprowadzanie milionowych operacji rozpala wyobraźnię kibiców na całym świecie. Ale nie tylko ich. Czasem i prezesi zapominają o tym, że zimna kalkulacja i mądre dysponowanie pieniędzmi, bywa kluczowe na transferowym rynku. Florentino Perez zamiast rzucić się na Mbappe i wydać grubo ponad 200 milionów euro (do 180 milionów trzeba doliczyć przecież premię za podpis i wynagrodzenie), spokojnie poczekał. Barcelona, gdy miała do dyspozycji pieniądze po transferze Neymara (222 miliony euro), majątek szybko wydawała, zamiast przygotować się do inwestycji. Dziś sytuacja finansowa klubów jest diametralnie różna, na korzyść tego z Madrytu.
Ale raczej nie ma co liczyć na to, że kluby na rynku transferowym zaczną się nagle zachowywać racjonalnie. Transferowa gorączka ma się dobrze i tak już chyba zostanie.
GIGA plakat Mbappe znajdziecie w najnowszym GIGA Sporcie!