„Ludzie spierają się o to, kto jest lepszy – Pele czy Maradona. A najlepszy jest Di Stefano, bo był piłkarzem o wiele bardziej kompletnym” – mówił Pele w 2009, podczas debaty na temat gracza wszech czasów.
Raz był na mundialu
Alfredo Di Stefano to Argentyńczyk, który raptem raz był na mundialu, jako reprezentant… Hiszpanii, gracz naturalizowany. Ale choć Pele tak go hołubił, ten zawodnik nigdy nie wystąpił w finałach mistrzostw świata, na przeszkodzie bowiem stanęła poważna kontuzja. Oznaczała gehennę dla legendy Realu Madryt.
Ikona Królewskich
Był najważniejszą, emblematyczną postacią pierwszego wielkiego Realu, który po wojnie miał status hegemona w klubowej piłce na Starym Kontynencie. Eduardo Galeano w „Futbolu w słońcu i w cieniu” pisał o nim z podziwem: „W jego butach zmieściłoby się całe boisko”. To piękna metafora oddająca geniusz di Stefano.
Murawa rozwijała się pod jego stopami
W rzeczy samej, ci nieliczni, którzy wspominali przed laty, jak obserwowali go na boisku, zwracali uwagę, że murawa wręcz rozwijała się pod jego stopami. Di Stefano ganiał od bramki do bramki, po całym boisku, z piłką lub bez. Zmieniał rytm biegu i kierunek. Zrazu wszakże podążał leniwym truchcikiem, który w okamgnieniu mógł nabrać prędkości niepowstrzymanego huraganu.
Wszechstronność
Gubił obrońców, poszukując wolnych przestrzeni. Przenosił akcję w powietrze, gdy nie dało się grać po ziemi. Nigdy nie zamierał w bezruchu. Z wysoko uniesioną głową widział na boisku wszystko, a gdy tylko dostrzegł jakąś lukę w defensywie, wdzierał się w nią, by zapoczątkować atak. Uczestniczył w każdej akcji zakończonej golem, od jej początku do samego końca, a żaden z wielu goli, które strzelił, nie różnił się od pozostałych.
Strzała z napędem rakietowym
Mówiono o nim „strzała z napędem rakietowym”, po meczu był noszony na ramionach jak bóg futbolu. Di Stefano był maszyną napędzającą trzy drużyną oczarowujące świat – River Plate, tam zastąpił Pedernerę, Millonarios de Bogota, gdzie u boku Pedernery rozkwitł jego talent. A należy skończyć wspomnieniem Realu Madryt rzecz jasna, z którym przez pięć lat zdobywał tytuł najlepszego strzelca hiszpańskiej ligi.
Europejczyk czy Latynos
W 1991, wiele lat po tym, jak Di Stefano zakończył karierę, prestiżowy magazyn „France Football” nadał mu miano europejskiego piłkarza wszech czasów. To ironia losu, bo ten piłkarz urodził się w Buenos Aires, utożsamiał się z Argentyną, był „argentyński”, ale po naturalizacji postrzegano go jako Europejczyka.
Pele go podziwiał, uważał, że był najwybitniejszy w dziejach futbolu. A z Pelem trzeba się było się liczyć, gdy mówił o tych wielkich świata piłki.
