Fabrizio Romano. Za kulisami transferowej machiny

-

- Reklama -

Sadio Mane do Bayernu, Romelu Lukaku do Interu a nawet Alfonso Sousa do Lecha Poznań – to tylko niektóre z transferów, jakie w ostatnich dniach jako pierwszy ogłosił włoski dziennikarz Fabrizio Romano. W środowisku piłkarskim, mimo młodego wieku, ma status legendy. Jest częścią zamkniętego świata, świata negocjacji i zwrotów akcji. Skąd wziął się jego fenomen?

Pracuje dla telewizji Sky, współpracuje z kilkoma innymi wielkimi ośrodkami medialnymi, ale pozycję Fabrizio Romano najprościej sprowadzić do łatwo przyswajalnych liczb. Takie czasy, że trendy wyznaczają media społecznościowe.

Włoski dziennikarz ma 8,8 miliona obserwujących na Twitterze, 8 milionów na Instagramie, blisko 7 milionów na Facebooku, milion YouTubie. Liczbami przebija nie tylko wielkich tej branży, ale także wielkie kluby. We Włoszech pod tym względem dorównuje mu tylko Juventus. W wieku 29 lat Romano stał się człowiekiem-instytucją, na którego powołują się największe koncerny medialne, który ma rozległe kontakty. I za którym szaleją kibice, oczekując na codzienne wieści z rynku transferowego.

Agent

- Reklama -

Zaczynał dokładnie tak, jak próbuje wielu. Jako nastolatek pisał teksty w swoim pokoju, w Neapolu, i wysyłał do wielu niszowych stron piłkarskich w nadziei, że ktoś je opublikuje. Oczywiście za darmo.

Pierwszy przełom nastąpił, gdy jako 18-latek, zupełnie przypadkiem, poznał raczkującego w branży włoskiego agenta piłkarskiego. Ten kręcił się przy La Masii, słynnej akademii FC Barcelona, i zaproponował Romano, by napisał sylwetki dwóch jego pilarzy. Tymi zawodnikami byli nieznani wówczas Gerard Deulofeu i Mauro Icardi.

Gdy Icardi przechodził z Barcelony to Sampdorii, Romano wiedział o tym jako pierwszy. I z dumą ogłosił, choć wtedy wiadomość nie przebiła się do szerokiej publiki. W końcu była mowa o 18-letnim Icardim, który z drużyny młodzieżowej Barcelony trafił do drugoligowej Sampdorii.

W listopadzie 2013 roku agent ponownie się odezwał. – Powiedział, że pomogłem mu na początku jego kariery, więc teraz przyszła kolej, by pomóc mi – wspominał po latach. Romano dowiedział się, że Icardi zostanie kupiony przez Inter Mediolan. Poinformował o tym jako pierwszy, pół roku przed oficjalnym transferem. I tak zaczęła się jego wielka przygoda, tak wsiadł na rollercoaster, z którego nie wysiadł do dzisiaj. Wtedy już wiedział, że nie chce być tylko dziennikarzem piszącym teksty, reporterem przeprowadzającym wywiady przed meczem. Chce być kimś więcej. Chce być częścią zamkniętego świata, znać szczegóły wielkich transakcji.

Dziennikarz

- Reklama -

Gdy Romano trafił do Sky Sport Italia, niekwestionowaną gwiazdą, osobowością, nestorem dziennikarstwa w tej stacji był Gianluca Di Marzio. Tu nastąpił drugi przełom. Romano pomógł starszemu koledze stworzyć i wypełnić treściami jego stronę internetową. A Di Marzio wziął młokosa pod swoje skrzydła i wprowadzał w meandry wielkiego świata, dając cenne wskazówki i rady, ucząc poruszania się w specyficznym środowisku.

– Przez kilka lat codziennie chodziłem po mieście. Odwiedzałem restauracje, hotele, wszystkie miejsca, gdzie spotykają się ludzie futbolu – wspomina. Wszystko po to, by poznać ludzi, pielęgnować kontakty, podsłuchać coś mimochodem, chłonąć całą otoczkę. Jednego czy drugiego dnia nie spotkał nikogo, kolejnego zdobył newsy, które pozwoliły mu budować markę w branży.

Tamten okres to też czas powolnych przemian na rynku medialnym. Raczkowały media społecznościowe, bez których dziś nikt nie wyobraża sobie codziennego czerpania informacji czy wręcz funkcjonowania. Wtedy Twittera czy Instagrama wielu traktowało jako ciekawostkę, ale Romano czuł, że to przyszłość, że tu może zaistnieć.

W nowym światku odnalazł się znakomicie. Wiedział, jaki rodzaj treści działa na poszczególnych platformach i ochoczo z tego korzystał. Dziennie otrzymywał mnóstwo wiadomości od fanów, którzy prosili o transferowe wieści. Najpierw pisali głównie włoscy fani, potem także angielscy, hiszpańscy, niemieccy, aż w końcu z całego świata. Wtedy też uznał, że czas wyściubić nos poza Włochy.

Piłkarz

Newsy zdobywał je w iście piorunującym tempie. Cristiano Ronaldo do Juventusu, Eden Hazard do Realu, Zlatan Ibrahimović do Milanu, Carlo Ancelotti do Evertonu, Kai Havertz do Chelsea – to tylko niektóre z licznych transferów, jakie Romano ogłosił jako pierwszy.

Największe szaleństwo – jak wspomina po czasie – towarzyszyło transferowi Bruno Fernandesa do Manchesteru United. Negocjacje były żmudne, ciągnęły się miesiącami. Gdy miał pewność, że transakcja dojdzie do skutku, gdy otrzymał zdjęcie agenta piłkarza siedzącego w samolocie do Manchesteru, napisał: „Here we go”. Wiadomość rozeszła się z prędkością błyskawicy po całym świecie. To był kolejny przełom – „Here we go” stało znakiem rozpoznawczym Romano. Dziś każdy wie, że gdy Romano napisze „Here we go”, nie ma już odwrotu. Transfer został klepnięty, nawet jeśli na oficjalną prezentację przyjdzie jeszcze poczekać.

W codziennej działalności przyświeca mu żelazna zasada – pisać prawdę. Pisze tylko to, czego jest absolutnie pewien, co potwierdził w różnych źródłach. Nie spekuluje, nie snuje domysłów, nie robi kibicom niepotrzebnej nadziei. Kulisy transferów zdradza dopiero po fakcie, a nie w trakcie. Wszystko to pozwoliło mu zbudować zaufanie wśród agentów, dyrektorów sportowych, włodarzy klubu. Pozwoliło mu zbudować potężną siatkę informatorów. Ci wiedzą, że jeśli coś zdradzą, to informacja nie wypłynie w nieodpowiednim momencie.

Pozycja na rynku i popularność ma też swoją drugą, ciemniejszą stronę. Codziennie przeprowadzane są transakcje rzędu setek milionów euro, a reputację Romano dla własnych korzyści starają się wykorzystać różni pośrednicy. W końcu jeden tweet, jedno nawet zdanie w telewizyjnej audycji może odwrócić stan gry. Może podbić cenę, gażę, może też doprowadzić do jej fiaska. Każdy ma „swoją wizję prawdy”, a sztuka Romano polega na tym, że właściwie oddziela ziarno od plew.

Osobowość

Stał się sławny do tego stopnia, że kluby na różne sposoby próbują go wykorzystać wizerunkowo. To kolejny przełom w jego medialnej karierze. Gdy w 2021 roku Valencia finalizowała transfer brazylijskiego napastnika Marcosa Andre, dział marketingu zastanawiał się, jak to ogłosić. Miało być nietuzinkowo, oryginalnie.

I było. Do ogłoszenia transferu zatrudniono Romano. Ten nagrał krótki filmik, który dotarł do globalnej publiczności. Romano był tu punktem, w którym zbiegły się sport z rozrywką.

Wypaliło, inne kluby zaczęły naśladować. Romano między innymi wziął udział w prezentacji nowych strojów Watfordu, którego jest zadeklarowanym fanem, wystąpił w filmach dla Augsburga czy Toronto.

Romano jest już nie tylko dziennikarzem, ale na swój sposób – choć sam tego słowa nie lubi – influencerem. Zwykle kluby trzymają na dystans dziennikarzy, a dostęp do piłkarskiej szatni, do wszelkich tajemnic jest zarezerwowany dla nielicznych. Romano przebił tę bańkę i został przyjęty jak „swój”.

Utrzymuje regularne interakcje z właścicielami, z agentami, z piłkarzami. Gdy wy czytacie ten tekst, Romano przeprowadził już pewnie ze dwie rozmowy telefoniczne. Tych wykonuje codziennie co najmniej 50. Być może dowiedział się o kulisach kolejnego transferu, a być może odbył kurtuazyjną pogawędkę dla podtrzymania dobrych relacji. Właśnie zaczyna się kolejne okno transferowe, czyli najgorętszy okres na rynku piłkarskim. Romano nie będzie miał chwili wytchnienia. Będzie chodził spać nie wcześniej niż o 5 rano, wstanie przed 10. Wszystko po to, by wiedzieć jako pierwszy, by znów błyszczeć, by być w ścisłym centrum całego show.

29-letni Romano przekroczył Rubikon. Dziś nawet on nie jest w stanie powiedzieć, dokąd to wszystko zmierza.

- Reklama -

UDOSTĘPNIJ

GIGA SPORT

Kto jest najlpszym snajperem świata? Nowy GIGA SPORT już jest!

Najnowszy GIGA Sport pełen ekstrasów: Ranking snajperów Starcie gigantów w finale Ligi Mistrzów. Kto wygra?Wywiad z Rodrygo. Real, czy Barca?Królowa kortów, czyli Iga GIGA plakaty Roberta...