Plebiscyt Złotej Piłki od lat rozgrzewa fanów futbolu. Nagroda przyznawana przez France Football, była powodem niezliczonych dyskusji między kibicami i nie inaczej będzie w tym roku. Tym bardziej, że będzie to plebiscyt wyjątkowy.
Dlaczego? To proste – Złota Piłka wkracza w nowy etap. Wszystko wskazuje na to, że w 2024 roku zakończy się na dobre era Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Obaj panowie od 2007 roku dzielili Złotą Piłkę między siebie, ledwie z dwoma wyjątkami. W 2018 roku wygrał Luka Modrić, a cztery lata później nagrodę zgarnął Karim Benzema (trzeba też nadmienić, że pewnie do tej listy trzeba byłoby dopisać 2020 rok, ale wtedy ze względów na pandemię France Football nagrody nie przyznało, a faworytem był Robert Lewandowski). Poza tymi przypadkami Messi i Ronaldo zgarnęli wszystkie statuetki, zabierając do domu odpowiednio: osiem i pięć.
Ich dominacja odbija się też na statystykach klubowych, bo to właśnie Real i Barca są tymi klubami, które mogą się pochwalić największą liczbą statuetek zgarniętych przez ich piłkarzy. Gracze Królewskich wygrywali plebiscyt jedenastokrotnie, a ci z Katalonii raz więcej. Ale to też się pewnie za chwilę zmieni, bo faworytem do zgarnięcia Złotej Piłki za 2024 rok jest Vinicius, grający w barwach zespołu z Madrytu.
– Mecz z Borussią w Lidze Mistrzów, to była w wykonaniu Brazylijczyka kropka nad i w kontekście Złotej Piłki. Vini, w drugiej połowie starcia z BVB to była jednoosobowa armia – stwierdził Tomasz Ćwiąkała, komentator CANAL+.
– Zwycięstwo z klubem z Dortmundu pozwoliło Realowi podbudować się mentalnie przed el Clasico. Nie wiem, jakie byłyby nastroje w Madrycie, gdyby zespół Carlo Ancelottiego zagrał dwie połowy w takim stylu, jak pierwsza… Vini dźwignął Real nie tylko w meczu z Borussią, ale też przed spotkaniem z Barcą – dodał ekspert, który nawiązał ostatnio współpracę z marką Goldsaver.
Kolejna nagroda w kolekcji dla gracza Realu to dodatkowy smaczek przed wspomnianym El Clasico. Barca z dwoma Polakami w kadrze i nakręcana kolejnymi zwycięstwami, będzie chciała udowodnić, że kryzys ma już za sobą i jest w stanie wygrywać z najlepszymi.
Dołek, a właściwie dół, w który Duma Katalonii wpadła nijako na własne życzenie. W okolicach 2015 roku, kiedy w ataku Barcy szalało trio Messi – Suarez – Neymar, a klub z Camp Nou wygrywał praktycznie wszystko, co dało się wygrać, wydawało się, że hegemonia Barcy będzie trwała latami. Tym bardziej, że za sukcesami sportowymi szły też olbrzymie wpływy do klubowej kasy. Ot, choćby muzeum przy Camp Nou było najchętniej odwiedzaną atrakcją w mieście, a turyści zostawiali rocznie w oficjalnym sklepie grube miliony. Do tego trzeba doliczyć kontrakty sponsorskie, premie za wygrane itd.
Ale zarząd FC Barcelona żył ponad stan. I zamiast umiejętnie wykorzystać dobry sportowo i marketingowo czas, mądrze gospodarując pieniędzmi, zaczął wydawać więcej niż zarabiał.
W tym samym czasie w Madrycie też obracano wielkimi kwotami, może nieznacznie mniejszymi niż w szczytowym okresie Barcelony, ale w przeciwieństwie do największego rywala, Florentino Perez wydawał pieniądze mądrze. Skutek? Dziś Barca musiała drżeć o to, czy uda jej się zarejestrować Daniego Olmo, a Real bez większego problemu podpisał kontrakt z Kylianem Mbappe.
Dla Polaków grających w Barcelonie spotkanie z Realem to też będzie ważny punkt sezonu. To przecież najtrudniejszy ze sprawdzianów, jaki można zdawać w klubowym futbolu.
Oba zespoły przystąpią do meczu w doskonałych nastrojach po przekonujących wygranych w Lidze Mistrzów z ekipami z Niemiec – Barcelona z Bayernem Monachium, a Real z Borussią Dortmund. Starcie będzie także okazją do podziwiania dwóch faworytów do „złotych” nagród – w Realu grać będzie Vinicius, który najprawdopodobniej sięgnie po Złotą Piłkę, a w Barcelonie turbo talent młodego pokolenia Lamine Yamal, niemal pewny uhonorowania go tytułem Golden Boy Award dla najlepszego piłkarza do lat 21 grającego w Europie. Już nie mogę doczekać się tego pojedynku. Jeśli Barca pokona ekipę Carlo Ancelottiego, będzie mogła na poważnie myśleć o trofeach.
A po to właśnie z emerytury wrócił Wojciech Szczęsny – po tytuły. Na pewno nie chodziło przecież o pieniądze, bo te akurat Polak dostaje, jak na piłkarza tej klasy, niewielkie. Były reprezentant Polski co prawda o kasę martwić się nie musi, ale pobyt w Barcelonie może też potraktować jako przyjemny dodatek do nadchodzącej emerytury i zainwestować część swojej pensji, by jeszcze zwiększyć dochód. Szczęsny jest jednym z najmniej zarabiających piłkarzy Dumy Katalonii, co oznacza, że na jego konto wpłynie około 3 milionów euro rocznie. Gdyby choć część tych pieniędzy zainwestował w złoto, za trzy lata pewnie mógłby się cieszyć ze sporego zysku. Patrząc na dane z lat 2021-2024 wartość uncji skoczyła o 943 euro. A że w przypadku Szczęsnego raczej mówilibyśmy o zakupie, dajmy na to trzech kilogramów złota, to zysk wynosiłby 31 413 euro. Całkiem przyjemna inwestycja.
Pytanie tylko, czy przygodę w stolicy Katalonii uda się Szczęsnemu okrasić nie tylko kolejnymi milionami na koncie, ale też medalami w gablocie? Bo przecież to właśnie po to zdecydował się wstać z kanapy i ruszyć do Barcelony.
Koszulka Realu do wyjęcia! Szczegóły w najnowszym GIGA Sporcie!!!