Eddie „Orzeł” Edwards, czyli najgorszy skoczek w historii [VIDEO]

-

- Reklama -

Nie trzeba interesować się skokami narciarskimi, żeby znać historię Eddie’ego „Orła” Edwardsa. Kilka lat temu powstał film opisujący historię „najgorszego skoczka w historii”.

Angielski robotnik budowlany, który początkowo trenował narciarstwo alpejskie, zdał sobie sprawę, że jedyną możliwością reprezentowania kraju na igrzyskach może być zmiana dyscypliny na taką, której nigdy nie uprawiał i to w dodatku dość niebezpieczną. Został więc pierwszym i ówcześnie jedynym reprezentantem Wielkiej Brytanii w skokach narciarskich. Nie trudno zgadnąć, że do olimpijskiego złota trochę mu zabrakło, a cała sprawa stała się tak głośna, że później zmieniono reguły kwalifikacji, aby uniemożliwić występy tych, których wiara w siebie znacznie przerastała umiejętności.

- Reklama -

Eddie już jako 8-latek wymyślił sobie marzenie: chciał zostać olimpijczykiem, tylko… nie widział za bardzo w jakiej dyscyplinie. W wieku 13 lat założył po raz pierwszy narty na nogi podczas szkolnej wycieczki do Italii i tak mu się spodobało, że postanowił spróbować swoich w alpejskiej sztuce zjazdu narciarskiego. O mały włos nie uzyskał kwalifikacji na IO w Sarajewie w 1984.

– Przyszło mi wtedy do głowy, że olimpijskie marzenie łatwiej będzie zrealizować w skokach. Taniej i konkurencja w kraju żadna. Pojechałem do Lake Placid, gdzie stało parę skoczni. Popatrzyłem, zapytałem co i jak, pożyczyłem sprzęt, i próbowałem skakać. Najpierw na K-10, potem K-15. Zanim wróciłem do Europy, miałem za sobą skoki na 40-metrowej skoczni. Zainteresowałem się mocniej tą dyscypliną, wysłałem listy do organizatorów różnych zawodów. Okazało się, że muszę mieć licencję krajowej federacji. Brytyjska mi taką wystawiła i mogłem startować. – opowiadał po latach o swoich początkach Edwards.

Osiągnął co chciał, mimo iż cierpiał na dalekowzroczność i z jej powodu nosił okulary. Nie zdejmował ich nawet podczas skoków.

Był zawzięty i konsekwentnie niemal każdego dnia, nie zważając na warunki pogodowe, oddawał przynajmniej kilka skoków. Jak później przyznał – to był cud, że się nie zabił. Podczas 20 miesięcy treningów miał dwukrotnie pękniętą czaszkę, złamaną szczękę, roztrzaskany obojczyk, złamane trzy żebra, uszkodzoną nerkę i pogruchotane kolano…

- Reklama -

W 1986 roku Edwards uzyskał od FIS zgodę na udział w konkursie Pucharu Europy w Sankt Moritz. Skoczył tam zaledwie 60 metrów i zajął ostatnie miejsce, ale zyskał wielką sympatię kibiców. Cztery dni później zadebiutował w zawodach Pucharu Świata w Oberstdorfie. Tam oddał skok na odległość 65 metrów i zajął także ostatnie 110. miejsce. 

Kolejny sezon 1987/1988 rozpoczął od przedostatniego miejsca w zawodach PE w Sankt Moritz, gdzie wyprzedził tylko swojego rodaka Alana Jonesa. Potem wystartował we wszystkich czterech konkursach 36. Turnieju Czterech Skoczni i trzykrotnie był ostatni, ale w Innsbrucku wyprzedził aż dwóch skoczków: Paula Erata i Konijnenbergai.

Skoczkowie z Włoch podarowali mu kask, a Austriacy wyposażyli go w profesjonalne narty, wykonane specjalnie pod jego warunki fizyczne. Trzeba bowiem pamiętać, że Eddie jak na skoczka legitymował się niespotykanymi wręcz parametrami: ważył 82 kg przy zaledwie 173 cm wzrostu.

Podczas Igrzysk Olimpijskich w Calgary „Orzeł”  dwukrotnie zajął ostatnie miejsca w rywalizacji z profesjonalistami, oddając skok na 71 metrów, co było jego najlepszym wynikiem w oficjalnych zmaganiach. Na małej skoczni dwukrotnie wylądował na 55 metrze.

W końcu w 1997 roku po raz ostatni wystartował w zawodach – w Westby zajął 45. miejsce, a także 41. Lokatę, zostawiając w pokonanym polu ośmiu skoczków.

Anglik nie miał talentu ani doświadczenia zajął 58 miejsce w konkursie skoków jednak jego zapał oklaskiwało 85 tysięcy ludzi. Nigdy potem nie stanął na rozbiegu skoczni olimpijskiej, ponieważ w 1990 r. MKOl wprowadził przepis (tzw. Eddie the Eagle rule) nie pozwalający na start zawodnikowi spoza pierwszej 50. zawodów międzynarodowych – mówiąc prościej – wprowadzając kwalifikacje. Edwards skrytykował tę decyzję.

– Nie zamierzałem lądować na rekordowych odległościach, ale na swój sposób promowałem sport. Kierującym narciarstwem to się nie podobało. Nie chcieli, by takie postaci jak ja uczestniczyły w igrzyskach. Uważam, że niesłusznie. Nie sądzę, że ma znaczenie fakt, czy jesteś pierwszy, czy 50 000 na świecie, w którym jest dość zawodów mistrzowskich. Uważam, że na igrzyskach wciaż powinno być miejsce dla takich, jak ja i eliminowanie ich jest naprawdę haniebne – podkreślił Michael Edwards.

Jego „loty” oraz prześmiewczy przydomek „Eagle” („Orzeł”) sprawiły, że znają go fani skoków na całym świecie, a ci, którzy nie mieli o nim pojęcia, mogą zobaczyć film „Eddie the Eagle”, który miał polską premierę w 2016 roku. 

Pieniądze ze sprzedaży praw do ekranizacji Edwards roztrwonił i obecnie jest po rozwodzie, a mieszka… w szopie. Obecnie remontuje dom, który kupił wiele lat temu.

– Jeśli mam być szczery, to muszę przyznać, że jestem naprawdę szczęśliwym facetem. Mogę powiedzieć, że byłem olimpijczykiem! – mówi z dumą w głosie legendarny „Orzeł”. 

W 2016 roku, po wielu latach Michael( bo tak ma naprawdę na imię) Edwards znów był pierwszy (i jedyny) rekord świata… na sankach. 

– Kiedy powiedzieli, że to będzie rekord świata, wyobrażałem sobie dobre 100 metrów – mówił Edwards. 

Pewnego dnia, w zaśnieżonej miejscowości Flachauwinkl w Austrii, Eddie pojawił się na miejscowej górce, aby po raz kolejny zapisać się w historii sportów zimowych. Zorganizowano najlepszy sprzęt, jaki można było sobie wymarzyć – jego sanki były piękne, ręcznie szlifowane i wyprodukowane w niewielkiej serii.

– Ubrałem się w sprzęt narciarski i zaczęliśmy! Ekipa Absolut Parku zbudowała przecudowną skocznię z gładkim, 18-stopniowym wybiciem. Oszacowali, że maksymalnie będę leciał na wysokości 1,5 m nad ziemią, ale śnieg był tak miękki, że musieliśmy wydłużyć rozbieg aby nabrać odpowiedniej prędkości. 


„Na początku przelatywałem zaledwie kilka metrów, ale zaczęliśmy podkręcać wynik. Dolatywałem coraz dalej i dalej” – opowiadał Eddie. W końcu osiągnął dystans 10 metrów – skacząc na sankach o wiele, wiele dalej, niż ktokolwiek przed nim.

https://www.redbull.com/pl-pl/michael-eddie-edwards-orzel-rekord-swiata-w-skoku-na-sankach

Po 20 latach od występu na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary, ponownie oddał „skok” z tej samej skoczni. „Eddie” szybował nad skocznią razem z jednym z innym egzotycznym zimowym sportowcem – bobsleistą z Jamajki, Devonem Harrisem.

-Gdy tak zsuwałem się w dół żałowałem, że nie było takiego urządzenia 20 lat temu. Skoczyłbym dwa razy dalej.

Edwards i Harris dostali od burmistrza Calgary Dave’a Bronconniera białe, kowbojskie kapelusze. 

Łapce koszulkę Lewandowskiego! Szczegóły w GIGA Sporcie!!!

- Reklama -

UDOSTĘPNIJ

GIGA SPORT

Kto zagra w finale Ligi Mistrzów? Kup najnowszy GIGA Sport i zgarnij koszulkę Mbappe!!!

Robert Lewandowski, Erling Haaland, czy Kylian Mbappe? Kto wygra Ligę Mistrzów? GIGA plakaty: Mbappe, Manchesteru City, Lewego, Watkinsa, Jamala, Martineza, Diaza Kane'a i Fornala. A do...